Wywiad z Geraldine Rojas i Javierem Rodriquezem przeprowadzony przez Alexandra Kumminga, opublikowany w El Farolito w czerwcu 2003.
W wieku ona 20-stu, on 27-miu lat tańczyli już na największych międzynarodowych festiwalach i brali udział w najlepszych spektaklach tangowych na światowych scenach. Elegancja, doskonałe zgranie i poruszająca interpretacja muzyki czynią z nich jedną z najbardziej obiecujących par wśród młodej argentyńskiej generacji tancerzy Geraldine Rojas i Javier Rodriquez opowiadają nam o swoim tangu
El Farolito: Zacznijmy od najważniejszego pytania: jak zaczął się wasz kontakt z tangiem?
Javier: Nagle. Kiedy moi rodzice rozwiedli się, zamieszkałem u ojca. Pracował cały dzień, więc prosił, bym mu towarzyszył w czasie wieczornych lekcji tanga, abyśmy mogli się widywać. Tak też robiłem, ale w tamtym okresie tango wydawało mi się tańcem “starych”. Miałem 19 lat, długie włosy w hipisowskim stylu i chodziłem po nocnych klubach! Ale któregoś dnia w czasie jednej z lekcji przeżyłem olśnienie. Zobaczyłem dwie osoby, które się nie znały, tańczące ze sobą tak, jakby się znały od dawna. Była między nimi promieniująca energia, która mnie poruszyła. Moja macocha nauczyła mnie następnie podstawowego kroku, przy użyciu którego tańczyłem przez długi czas. A gdy mój ojciec zaczął organizować milongę Sunderland, szybko zostałem stałym bywalcem. Chodziłem tam tylko po to, żeby patrzeć na młodych tancerzy, takich jak Ozvaldo Zotto i Mora Godoy, Miguel Zotto i Milena Plebs, Esteban Moreno. Później mój ojciec otrzymał propozycję zostanie DJ’ejem na innej milondze, a ponieważ był bardzo zajęty, wysłał mnie…i tak rozpocząłem pracę z tangiem od DJ-ejowania. Aż do pewnej środy, gdy poszedłem na milonge z moim ojcem… Portalea, wielki milonguero tańczył właśnie z bardzo młodą dziewczyną, a mój ojciec powiedział mi “ Ta dziewczyna, to diva, najlepsza milonguera w dzisiejszych czasach”. Miała 15 lat. Ja 21. Mój ojciec przedstawił mi ją. Spotykaliśmy się potem dość często na innych milongach, aż w końcu zatańczyliśmy razem w Circulo Trovador. I już się nie rozstaliśmy. Szliśmy na kawę, potem dalej tańczyć… i tak do dzisiaj.
Geraldine: Zaczęłam w ośrodku kultury, gdzie moja mama i jej mąż dawali lekcje. Chciałam się uczyć, a moja mama mówiła mi, że jestem za młoda. Zaczęłam więc spędzać czas biegając wszędzie i skacząc, żeby przeszkadzać uczniom… jeśli ja nie mogłam tańczyć, inni także nie powinni móc tego robić! Mama w końcu powiedziała mi, że, jeśli będę siedziała spokojnie na krześle przez całe zajęcia, nauczy mnie tańczyć. Nazajutrz nawet nie drgnęłam. Miałam 6 lat i im dłużej patrzyłam, tym miałam większą ochotę tańczyć, nosić wspaniałe sukienki, robić, jak tancerze, bolea i sacady… A moi rodzice kazali mi… chodzić! Przez 2 lata! Samej, na skraju parkietu. Mówiłam, że chcę tańczyć, a nie chodzić, a milongueros odpowiadali mi, że mam łączyć kolana, nie patrzeć na podłogę, trzymać się prosto, chodzić i tańczyć chodząc. Tłumaczyli mi, że jeśli będę umiała chodzić, będę mogła tańczyć. I mieli rację, ponieważ najtrudniejszą rzeczą w tangu jest chodzenie, ale zrozumiałam to dopiero później. “W TANGU NAJTUDNIEJSZE JEST CHODZENIE” Geraldine Rojas Potem pewien milonguero zaprosił mnie do tańca, a ja co krok pytałam go, czy wszystko dobrze! Tak właśnie zaczęłam, na milongach, tańcząc z mężczyznami, którym sięgałam zaledwie do pasa i którzy mówili mi, żebym się pozwoliła prowadzić! To było bardzo dziwaczne. Poza tym, nie tłumaczono mi wszystkiego. Na przykład Portalea mówił mi, że mam tańczyć do rytmu. Nie rozumiałam, co chciał przez to powiedzieć, a jego tłumaczenie sprowadzało się do stwierdzenia “Rytm to rytm. Masz to, albo nie”.
El Farolito:Czy można nauczyć się rytmu?
Geraldine: On mówił, że to jak z miłością lub nienawiścią, albo w tobie jest albo jej nie ma. Javier Francuz, Kubańczyk lub Japończyk nie czują tak samo rytmu i każdy tańczy według swojego własnego. Ale trzeba poczuć się trochę Argentyńczykiem, żeby tańczyć tango, aby odczuć, zrozumieć tą kulturę. Jeśli chciałbym nauczyć się Tai-chi, nie pojechałbym na Kubę, ale do Japonii.
El Farolito:Co może zrobić ktoś, kto uczy się tanga za granicą?
Javier: Odpowiedzialność spoczywająca na nauczycielu, który uczy za granicą, polega na pokazaniu, że czuje coś tańcząc, niezależnie od techniki tańca. Najważniejsze jest nie to, jak on tańczy, tylko, jaka jest jego zdolność do przekazywania i wyrażania swoich uczuć. Zatem kultura tangowa za granicą jest często kulturą zeuropeizowaną, właśnie z powodu różnic kulturowych. Na przykład kultura japońska jest kulturą bardzo silną, wobec tego sprawić, żeby Japończyk wziął kobietę w ramiona i był w niej niemal zakochany, gdy z nią tańczy, jest bardzo trudną rzeczą. Jest to także zasadą w większości krajów europejskich.
Geraldine: Tango jest kulturą, ponieważ wszyscy je tańczą, nawet w wieku 80 lat, choć nigdy nie chodzili na żadne lekcje. I te 80-letnie kobiety potrafią często zrobić lepiej boleo, kapitalnie rozluźniając nogi, niż młoda 25-letnia dziewczyna, biorąca od lat lekcje. Kiedy tańczę ze starszymi panami o ogromnych brzuchach, którzy wyglądają, jakby ledwie się mogli ruszać, ale którzy obejmują mnie, jakbym była dzieckiem lub najważniejszą na świecie kobietą, mam ochotę wydać się za nich. Podczas gdy, kiedy tańczę z młodymi i pięknymi super-tancerzami, często nic nie czuję.
El Farolito:Jakie są zasady trudne do przekazania, ale ważne przy nauczaniu?
Geraldine: Sądzę, że każda osoba związana z tangiem poczuła pewnego dnia coś takiego, tak jak bohater grany przez Ala Pacino w filmie, w którym gra on niewidomego tańczącego tango w restauracji. Nie przychodzi się na tango tak, jakby się szło na aerobik. Trzeba do niego dojrzeć. Poczuć je. Zatem, jedna z podstawowych rzeczy w naszym nauczaniu to sprawienie, aby nasi uczniowie czuli się dobrze w swoim ciele i mogli nasiąknąć muzyką. Jeśli powiem Ci jak masz się dokładnie ustawić z technicznego punktu widzenia, poświęcisz trzy lata zanim zaczniesz tańczyć, bo będziesz cały czas myślał o tym, jak wykonać dany ruch, podczas gdy najważniejsze jest uczucie, jakie w ten ruch wkładasz. Początkujący staje się bardzo szybko średnio zaawansowanym, ponieważ nie ma świadomości tego, co robi, więc próbuje wszystkiego i chce tańczyć. Za to średnio zaawansowany poświęca dużo czasu, zanim stanie się zaawansowany, ponieważ zbyt dużo myśli o tym, co każdy nauczyciel mu powiedział. Pewnego wieczoru poszliśmy na milongę, w czasie której odbył się pokaz bardzo efektownej z estetycznego punktu widzenia pary. Muzyka była bardzo głęboka, w stylu Pugliese. Pewien milonguero, wielki mistrz, z którym razem siedzieliśmy, wygłosił taki komentarz: “Jak oni źle tańczą! Mężczyzna, który tańczy tango powinien chodzić jak mężczyzna, a nie jak tancerz. A kobieta podobnie”. Być może jest to związane z tym, co ludzie oglądają. Patrzą na show i chcą tańczyć w taki sam sposób.
Geraldine: Tak, ale rolą nauczyciela jest umieć przekazać to, co odczuwa. Dlaczego Barysznikow był tak wielkim tancerzem? Bo robił szybkie obroty? Nie. Dlatego, że przekazywał uczucia, pasję.
El Farolito:Wielu nauczycieli nie chodzi nigdy na milongi. Was widuję każdego dnia. Czy to dla Was ważne?
Javier: Bo tango jest, istnieje na milondze. Tanga tańczonego wśród ludzi nie można się nauczyć w szkole. Dla Argentyńczyka, tangiem jest tango tańczone na milongach, w oprawie pełnych popielniczek, z kieliszkami szampana, wina lub piwa na stole… Życie jest tangiem. I istnieje osobne tango dla każdej osoby na świecie. Cała trudność to odnalezienie go i zrozumienie. “Życie jest tangiem i istnieje osobne tango dla każdego człowieka” Javier Rodriguez Pewnego dnia, to przychodzi na każdego, zatańczysz tylko JEDNO tango z kobietą, której prawdopodobnie nawet nie znasz, a która w tym momencie wyda Ci się kobietą Twojego życia. Później usiądziesz, spełniony, nasycony, i powiesz sobie, że możesz już iść spać, bo jeśli zatańczysz jeszcze jakieś tango, zepsujesz ten moment. To dlatego właśnie jest wielu milongueros, którzy tańczą tylko jedno tango lub jedną tandę*… czekają, czekają na jeden szczególny utwór, jednego kompozytora, a w końcu, gdy wstają, to po, aby tańczyć, a nie “wykonać tango”.
El Farolito:Na jakich milongach można Was spotkać?
Javier: Sunderland, bo to nasza rodzina, nasza milonga. Tam są wszyscy, z którymi tańczyliśmy, gdy nie umieliśmy jeszcze tańczyć.
Geraldine: Poza tym kontakt z podłogą w Sunderland nie jest tym samym, co kontakt z podłogą w Catedral. To nie to samo, iść po Polach Elizejskich lub wokół Montmartre’u.
Javier: Sunderland ma swoją historię. Podłoga przemawiam własnym głosem.
Geraldine: Lubię także Porteno y Bailarin i Nino Bien. Ale jest różnica pomiędzy milongami i balami, potańcówkami. Na przykład, często się bawimy w Virucie, tańczymy do innej muzyki (chacarera, salsa, rock…), ale to nie Sunderland. Muzyczna energia jest bardzo odmienna od tej na milondze, gdzie trzeba przestrzegać wielu kodów. W Virucie można pozwolić sobie niemal na wszystko, to tangowa dyskoteka.
El Farolito:Jaką muzykę lubicie?
Geraldine: Javier lubi Di Sarliego.
Javier: Lubię każde tango, nawet najgorszej orkiestry, bo to jednak tango. Ale orkiestra Di Sarliego mnie wzrusza. To subtelne tango, poważne i wyszukane, trochę pokręcone, jednocześnie bardzo proste i bardzo skomplikowane. Di Sarliego docenia się najczęściej na starość, ponieważ jest to powolna muzyka, a jest zawsze trudniej nadać charakter i smak powolnemu ruchowi niż tańczyć z normalną szybkością. Geraldine: Ja lubię Fresedo, Troilo, Di Sarliego. Ale Di Sarli nie da się porównać z niczym innym i tańczę tej muzyki tylko z Javierem i jeszcze jednym mężczyzną, ponieważ bardzo trudno ją zinterpretować. Co do Fresedo, lubię to o czym mówi, słowa.
El Farolito:Wykorzystujecie podczas zajęć jakąś specjalną muzykę?
Javier: Włączamy orkiestry, które właśnie wymieniliśmy. Chyba, że ktoś bierze lekcje prywatne, w takim wypadku proponujemy coś innego, d’Arienzo lub Forever Tango.
Geraldine: Ale zmieniamy muzykę dyskretnie.
Javier: Tak, ponieważ ci, którzy przychodzą na zajęcia prywatne chcą boleos*, adornos*, a nie, żeby opowiadać im o muzyce. Mówią zawsze “Później zobaczymy”. Ale na lekcji tanga trzeba uczyć tanga. Trzeba od razu zająć się muzyką.
Porozmawiajmy o Waszym pierwszym tournee?
Geraldine: Pierwszą podróż odbyliśmy do Lyonu, we Francji. W samolocie mówiliśmy sobie “Zaprosili nas, żebyśmy uczyli… co zrobimy?”.
Javier: Baliśmy się, po raz pierwszy opuszczaliśmy Argentynę. Ostatecznie, wszystko poszło bardzo dobrze.
El Farolito:A następne podróże?
Geraldine: Byliśmy w Amsterdamie. Holendrzy mają swoje własne tango. To było bardzo trudne, gdyż mówiono nam “Hmm, tańczycie dobrze, ale jesteście jeszcze dziećmi, jakim prawem uważacie, że możecie uczyć na zajęciach masters class (dla nauczycieli tanga)?” Na pierwszych zajęciach Javier zaproponował, żeby wszyscy ustawili się za nim i szli. Jeden z uczniów zaczął burczeć “Jesteśmy z grupy zaawansowanej, umiemy chodzić”. Javier odpowiedział mu, że chodzenie jest wspaniałym ćwiczeniem. Uczeń nie przestawał, mówiąc, że nie przyszedł na zajęcia master class, aby uczyć się chodzić, ale by poznawać figury. Wtedy Javier poprosił go o pokazanie tego, co umie. A on nie potrafił chodzić sam! Usiadł, a potem, na koniec zajęć poprosił nas o wybaczenie. Dziś jest największym wielbicielem Javiera w Holandii! W Paryżu mieliśmy podobne doświadczenia, w Rzymie i Tokio także. Gdy zaczynaliśmy tournee pięć lat temu, faktycznie byliśmy bardzo młodzi. Nikt nas nie znał. A my chcieliśmy uczyć naszej filozofii, naszej kultury.
El Farolito:Krytykowano was w Argentynie?
Javier: Milongueros na początku nam dokuczali… ale mówiliśmy sobie, to nic wielkiego, dalej robimy swoje. Tłumaczą ci, że nie należy nigdy odrywać nóg od podłogi, ale w rzeczywistości sami to robią! Łatwo jest podnieść nogę, ale zwrócić uwagę, o wiele trudniej jest zrobić ładne adorno* na podłodze. W tangu trzeba przekazać ruch stopom, które przeciwnie niż ręce, nie są przyzwyczajone do przyjmowania energii. Tango wymaga więc od twoich stóp aby robiły to, co robią twoje ręce.
El Farolito:Czy miewacie jeszcze tremę przed występami?
Geraldine: Oczywiście. Ludzie mówią mi, że nie mam powodów, aby się denerwować, że muszę być przecież przyzwyczajona. Ale to nie tego, że nie uda mi się jakieś boleo* się boję. Boję się, że mogę nic nie czuć.
Javier: A jeśli nic nie czuję, jaki sens tańczyć? Traktowałby tango bez szacunku, gdybym je tańczył bez uczucia.
El Farolito:Na koniec słowo na temat przyszłości tanga?
Javier: Nie zamierza umierać. Przeciwnie, odżywa, wraca do tego, czym było. Nawet jeśli milongueros umierają, a z nimi kody, które stwarzali, dusza tanga pozostała w żyłach młodych. Powstają nowe kody, mające te same korzenie, co te sprzed 50-ciu lat. Do tego ludzi mają potrzebę odczuwania, obejmowania się. Dlatego tańczą tango.
Geraldine: Powtarzam zawsze Javierowi, że chcę tańczyć całe życie. Nieważne, czy zawodowo, czy nie, to, czego pragnę, to tańczyć i dopóki będą żyć starzy tancerze, dopóty będę przede wszystkim tańczyła z nimi, ponieważ to oni mnie wychowali, przekazywali swoją wiedzę, dzięki której pracuję. Ludzie powinni bardziej zajmować się tym, co odczuwają, a nie tym, na co patrzą.
Boleo, boleos* - tangowa figura, w której noga partnerki wykonuje łuk w powietrzu lub na podłodze.
Adorno adornos* - wszelkiego rodzaju ozdobniki wykonywane w trakcie tańca przez kobietę lub mężczyznę.
Tanda* - seria 3 do 5 tang, milong lub walców.
Więcej informacji o parze Javier i Geraldine na stronie http://www.javierygeraldine.com
Tłumaczenie: Joanna Gabryszewska