“Uliczka w Barcelonie” wiedzie do… Buenos Aires.
Autor: Jerzy Płaczkiewicz
Gdy ukończyłem mój poprzedni artykuł dla portalu Todotango, zatytułowany „Tango w Polsce 1913-1939”, w którym starałem się pokazać wpływ czynników argentyńskich na polską muzykę popularną w tamtym okresie, zacząłem sobie z czasem zdawać sprawę, że liczba tang powstałych w Buenos Aires, które trafiły do kraju nad Wisłą, była o wiele większa. I moje zadziwienie, jak i sympatia dla tego faktu, wzrosły jeszcze bardziej. A więc, pozwolę sobie wyliczyć:
Pijackie tango
Płyta na licencji wytwórni Parlophon, 1930
polska wersja tanga “Esta noche me emborracho”
kompozycja E. Discepolo
„Piedad” (Serce), nagrane przez Chór Dana,
“Mi caballo murió” (Chwila przed zmrokiem), nagrane przez Hankę Ordonównę:
Najmilszy! Nie starczy mi łez,
gdy serce głucho milczy
choć wyje jak pies !
Muszę odejść przed zmrokiem,
znowu powiem bądź zdrów,
znowu spojrzę obcym wzrokiem
i odejdę bez słów.
Rok popłynie za rokiem
Aż zobaczę cię znów (…)
(J.Tuwim)
“Esta noche me emborracho” (Pijackie tango), nagrane przez Chór Dana:
Rum, będziemy pić szklankami rum,
na jeszcze większy wir,
na jeszcze większy szum.
Rum, będziemy pić piekielny rum,
aż przyjdzie świt i ten –
śmiertelny kum (…)
(J.Tuwim)
“Caminito” (Hiszpański romans), nagrane przez Chór Dana,
“Poema” (Poemat), nagrane przez Stefana Witasa
“Ya no cantas chingolo” (Już odchodzę na zawsze), nagrane przez Hankę Ordonównę:
Już odchodzę na zawsze,
to już koniec, ty wiesz,
Dowidzenia na zawsze,
zrób po prostu – co chcesz…
Na co łzy pożegnania,
podaj rękę i idź,
na co męki rozstania…
jeśli tak musi być (…)
(M. Tyszkiewicz)
Jak i tango “Dorita” (pod niezmienionym tytułem), nagrane przez Stefana Witasa oraz „Zaraza” (Gdy gitara gra piosenkę), nagrane w duecie przez Alberta Harrisa i Wierę Gran.
Ich „nowe” słowa odnosiły się najczęściej do piękna i uroków miłości, która zwykle bywa nieodwzajemniona i tragiczna. Scenerią, w której umieszczano te opowieści, była najczęściej jakaś fikcyjna hiszpańska kraina ze wszystkimi typowymi dla takiego miejsca rekwizytami.
Jesienne tango, wydanie z 1936
polska wersja tanga “Nostalgias”
Jednakowoż tango „Saturnia” (Ja śpiewam piosenki), nagrane również przez Hankę Ordonównę było nieco bardziej ambitne: próbowało przedstawić coś w rodzaju testamentu, jaki artysta stara się pozostawić po sobie pod koniec swego życia:
Śpiewałam piosenki, brzmiały ich dźwięki,
ludziom na pocieszenie,
Słuchali w radości, możni i prości,
w sercach swych czując drżenie.
A jeśli któremu, któż to wie czemu
łza czasem błysła w oku,
to dla tej czystej łzy jednej,
przebacz mi biednej,
przebacz – największy grzech.
(J. Tuwim)
Interesujący utwór dotarł z Argentyny do Polski w 1936 roku: tango „Nostalgias”. I wkrótce, do tego argentyńskiego utworu o wyjątkowej głębi i piękności, bardzo nastrojowe słowa (Jesienne tango) napisał młody poeta Jerzy Jurandot:
W noc jesienną, w noc deszczową
padło pierwsze smutne słowo,
pierwszy znak, że już skończyło się…
Płacze niebo gdzieś daleko
i tak męczą i tak pieką
łzy gorące pod powieką…
Wiatr zajęczał głośniej
i potężniej i żałośniej –
lecą zwiędłe liście z mokrych drzew.
Noc jest smutna, noc deszczowa
a my więcej ani słowa,
tylko w skroniach młotem wali krew (…)
Odkrywszy te przykłady argentyńsko-polskich, szlachetnych mieszanek tangowych nie wiedziałem jeszcze, że najważniejszy, najbardziej intrygujący z nich był jeszcze przede mną.
Płyta wytwórni Victor z Buenos Aires
z tangiem „Callecita de mi barrio”
w wykonaniu Rosity Quirogi i zespołu
Orquestra Repertorio Nacional, 1925
Pewnego letniego dnia, tego roku, przeglądałem pliki na portalu argentyńskim Todotango i zapragnąłem posłuchać mniej znanych utworów Carlosa Gardela. „Callecita de mi barrio” – zauważyłem w spisie tytułów. Kliknąłem przycisk „play” i w głośnikach pojawił się charakterystyczny dźwięk gitar, zarejestrowany jeszcze w systemie akustycznym (rok 1925), do których wkrótce dołączył czarujący głos Carlitosa. Słuchałem zadziwiony i po jakiejś chwili nie mogłem się już oprzeć i krzyknąłem na cały glos: Gardel śpiewa polską piosenkę! Piosenkę, która była tak popularna w moim kraju przez 77 lat! I ciągle jest popularna.
Zanim jednak nagranie się skończyło, zrozumiałem, że kolejność zdarzeń musiała być zupełnie inna: to argentyńskie tango pewnego dnia musiało najpierw trafić do Polski, zanim rozpoczęła się w naszym kraju jego wielka kariera. Ale potrzebna też była mi całkowita pewność - że to, co słyszałem w wykonaniu Carlosa Gardela, to jest właśnie ta „polska piosenka”.
Internet może sprawić, że świat staje się nagle mały a czas biegnie w tym medium bardzo szybko: dwie kopie oryginalnego zapisu nutowego (dwie różne tonacje!) „Callecita de mi barrio” odnalazłem w… Buenos Aires, a oryginalną płytę z nagraniem piosenki, firmy Victor, z wykonaniem Rosity Quirogi – w Montevideo.
Oryginalne nuty tanga „Callecita de mi barrio” odnalezione przez internet w Buenos Aires
Zebrawszy te materiały, mogłem już stwierdzić z całkowitą pewnością: “Callecita de mi barrio” – nuta po nucie – jest tą samą piosenką, która była i jest nadal tak uwielbiana przez polską publiczność! Jej polski tytuł to „Uliczka w Barcelonie”.
Hanka Ordonówna, 1929
W roku 1929 Hanka Ordonówna, nasza wielka gwiazda kabaretu i rewii okresu międzywojennego, była u szczytu swej kariery. Była gwiazdą teatru Qui Pro Quo, zaczynała śpiewać tanga i… zakochała się.
Jesienią tamtego roku, w teatrze zjawił się pewien młody człowiek, miał ze sobą tekst, który napisał do nieznanej nikomu „hiszpańskiej” piosenki-tanga, i zapragnął go ofiarować, wraz z płytą, swej ukochanej solistce. Była to zapewne płyta „Columbia”, która wówczas ukazała się w polskiej reedycji na naszym rynku z nagraniem pieśniarki Pilar Arcos. Ordonce tak bardzo spodobał się zarówno tekst jak i muzyka, że zdecydowała się włączyć piosenkę do swojego programu i zaśpiewać, od razu, następnego wieczoru. Piosenka, wykonana wspólnie z grupą wokalną Chór Dana, odniosła natychmiastowy sukces. A nieznanym autorem tekstu okazał się arystokrata – Michał Tyszkiewicz.
Polska płyta wytwórni Syrena-Electro, 1929
“Uliczka w Barcelonie”
tango z rewji “Coś wisi w powietrzu”
Śpiewa Hanka Ordonówna z tow. chóru W.Dana
Michał i Hanka byli młodzi, piękni, spodobali się sobie i nie dalej jak po roku pobrali się.
Ordonówna nagrała piosenkę, w polskiej wersji, w miejscowej firmie płytowej Syrena-Electro. Na etykiecie, pod polskim tytułem “Uliczka w Barcelonie” nie znajdziemy ani nazwiska kompozytora, ani autora tekstu. W ten oto sposób, jak można wnioskować, nazwiska argentyńskich kompozytorów Alberto Laporte / Otelo Gasparini zostały zagubione po raz pierwszy.
Wybuch II wojny światowej na początku września 1939 roku okazał się katastrofą dla wszystkich, nie oszczędzając subtelnych artystów. Polska wkrótce stała się przedmiotem napaści dwóch agresorów: Niemiec i Rosji (ZSRR).
Hanna Skarżanka, 1946
Hanka Ordonówna uciekła z Warszawy i znalazła schronienie w Wilnie. Był tam teatr, który z otwartymi ramionami powitał słynną pieśniarkę. Oczywiście grano tam tylko to, na co pozwalała cenzura radzieckich władz okupacyjnych. W grupie artystów Ordonka spotkała młodą kobietę o wyjątkowej urodzie, która dopiero zaczynała występować i śpiewać publicznie. Polubiły się i starsza koleżanka przekazała młodszej dwie swoje szczególnie ulubione piosenki: “Mein Idishe Momme” i „Uliczkę w Barcelonie”. Hanna Skarżanka, bo tak nazywała się młoda aktorka, po latach wspominała, jak ważne były dla niej uwagi i rady jej starszej, nowo poznanej koleżanki odnośnie interpretacji: jak należy podchodzić do materiału muzycznego i jak podawać tekst piosenki. I od tamtego momentu, “Callecita de mi barrio” zdobyła druga wdzięczną polską wykonawczynię. Skarżanka nagrała ten utwór dopiero w 1959 roku i tę interpretację uważam za najlepszą ze wszystkich mi znanych, najbardziej trafiającą w przesłanie, zarówno wzruszających słów jak i czarującej muzyki. I nie przeszkadza temu, sądzę, ubogi stan techniczny płyty nagranej jeszcze z prędkością 78 obrotów na minutę.
Wiera Gran, 1938
Jedną z najbardziej utalentowanych i w jakimś sensie tajemniczych polskich piosenkarek była Wiera Gran. Obdarzona niespotykaną barwą głosu: głębokim, ciepłym, wiolonczelowym kontraltem oraz sugestywnym stylem i sposobem wykonywania materiału muzycznego. Jednakże jej życie było tragiczne. Jako Żydówka, miała dość szczęścia, by zdołać uciec z warszawskiego getta podczas II wojny światowej i ukrywać się przez trzy lata na wsi aż do końca wojny, ale kiedy w 1945 wznowiła występy, została pomówiona o współpracę z nazistowskimi władzami w getcie, czego nigdy przekonywująco jej nie udowodniono. Po latach, swe dramatyczne przeżycia opisała w książce „Sztafeta oszczerców”. Być może ten brak szczęścia i poniewierka sprawiły, że jej interpretacje stały się tak dojrzałe i wzruszające. Ona także włączyła „Uliczkę w Barcelonie” do swojego repertuaru i często śpiewała ją w radiu od roku 1945 do czasu swojej emigracji do Francji w 1950 roku. Na zachowanej taśmie radiowej Wiera śpiewa „Uliczkę…” z akompaniamentem wyłącznie fortepianu. Zarejestrowane wykonanie trwa aż 4 minuty i 40 sekund, a towarzyszył jej w nim Władysław Szpilman.
Barbara Muszyńska, 1957
Polskie interpretacje naszej piosenki zaczęły powoli zatracać charakter tanga, stały się piosenkami o bardzo lekko zarysowanej linii rytmu; właściwie tym, co liczyło się najbardziej, była sama melodia i kontekst słów. Piosenka zagubiła też całkiem nazwiska swych faktycznych kompozytorów. Zamiast nich, pewien nikomu nieznany pan Cosidos pojawiał się na płytach, być może jako wynik braku pamięci wykonawców oraz działania samego czasu, który zaciemnia niekiedy prawdziwy obraz rzeczy.
Barbara Muszyńska, „krakowska” pieśniarka końca lat 50. miała ciekawą barwę głosu, doskonale nadającą się do piosenek nastrojowych: ciemny, trochę senny, niski alt. Jej popisowym numerem była rosyjska „Uralska jarzębina” i parę innych sentymentalnych piosenek. „Uliczkę w Barcelonie” – bardzo nastrojowo - nagrała z orkiestrą Jerzego Gerta.
W międzyczasie pierwsza wykonawczyni, Hanka Ordonówna, stała się legendą polskiej sceny (zmarła w Bejrucie w 1950). Jej płyty z początkiem lat 60. zaczęto wznawiać w reedycjach, a współczesne piosenkarki korzystały z mistrzostwa gwiazdy, tworząc własne interpretacje. W 1981 roku nakręcono film „Miłość ci wszystko wybaczy” oparty na biografii Ordonki. Aktorką, która grała naszą legendarną gwiazdę z minionych lat, była Dorota Stalińska. Później włączyła ona „Uliczkę w Barcelonie” do swojego własnego repertuaru i śpiewała ją w nieco pastiszowym stylu.
Także w latach osiemdziesiątych XX wieku, nasza urodziwa i urokliwa Hanna Banaszak, nie przegapiła okazji by również poflirtować z „Uliczką…”, aż w końcu nagrała ją na swojej najnowszej płycie CD zatytułowanej “Echa melodii zapomnianej”, właśnie opublikowanej w Polsce. Ta wersja została pomyślana – w bardzo błyskotliwy sposób – jako połączenie przeszłości z teraźniejszością: młody głos wokalistki przeplata się z wyznaniem starego człowieka (Wojciech Dzieduszycki, niegdysiejszy śpiewak, obecnie 94-letni!) a na końcu – z szumem i trzaskiem starej, zgranej płyty gramofonowej.
Warto także wspomnieć, że w 2002 roku na scenie Teatru Rozrywki w Chorzowie został wystawiony „one-woman-show” pt. „Ordonka – Miłość ci wszystko wybaczy”. Maria Meyer, znana interpretatorka pieśni Jacquesa Brela i wykonawczyni głównej roli w musicalu “Evita”, skierowała swoją uwagę na interpretację repertuaru będącego schedą po Hance Ordonównie: przygotowała recital składający się z 22 piosenek, co oznacza wcielenie się w 22 różne role i charaktery. “Uliczka w Barcelonie” znalazła się między nimi.
Piosenka osiągnęła taki poziom popularności, że pewnego dnia została wykorzystana jako specjalny element muzycznej reklamy dla naszej drużyny piłkarskiej występującej w 1982 roku w Mistrzostwach Świata w Barcelonie w Hiszpanii. Była ona, w wykonaniu Bohdana Łazuki, nieustannie nadawana przez radio i śpiewana przez wszystkich wiernych kibiców, z tekstem napisanym specjalnie na tę okazję, w którym jednak pierwsza linijka „Uliczkę znam w Barcelonie” – została zachowana.
Ale to była tylko przygoda muzyczno-sportowa – przy okazji wielkiego wydarzenia - i piosenka wróciła niejako do swej pierwotnej roli, wzruszając słuchaczy swym wyjątkowym połączeniem pięknej, oryginalnej muzyki argentyńskiej z refleksyjnym nastrojem polskich słów. Nie odbyłoby się to, oczywiście, gdyby nie pewna „pomoc” ze strony tych wszystkich uroczych i pięknych pań, które próbowały ją śpiewać:
1925, pierwsze wydanie
Uliczkę znam w Barcelonie
Pachnącą kwiatem jabłoni
Bardzo lubię chodzić po niej
Gdy już mnie znuży śródmieścia gwar
Tam kroki własne me słyszę
I wiatr, jak liśćmi kołysze
Zresztą nic nie mąci ciszy
Uliczki mojej, w tem tkwi jej czar
Boże, jakie dawne to czasy
Kiedym tu codziennie przychodziła
By się spotkać w tajemnicy
Gdzieś za rogiem tej ulicy
Z pierwszym panem moim snów
Tylko jabłoń to widziała
Ilem się nacałowała
Nie żałując czułych słów
1929, drugie wydanie
Okładki nut tanga
„Callecita de mi barrio”
wydanych w Buenos Aires
słowa: Enrique P. Maroni
muzyka: Alberto N. Laporte
i Otelo Gasparini
Bo kochałam jak już nigdy potem
Z całej duszy i całą serca mocą
Radością wiosny i młodych lat polotem
Lecz niestety wszystko ma kres
Dziś przychodzę po wspomnienia dawne
Pod tę jabłoń, co szumem swym mówi
Że przeżyłam w jej cieniu
Chwil wiele tak pięknych
Że teraz nie szkoda łez
Już dziś ta myśl mnie nie smuci
Że mnie mój miły porzucił
Lecz ciągle marzę, że wróci
Odwiedzić kiedyś ten cichy kąt
Bo dziś we wczoraj się zmienia
Gdy tylko go opromienia
Chwila słodkiego marzenia
I tyle wspomnień zabranych stąd
…by się spotkać w tajemnicy
gdzieś za rogiem tej ulicy
z pierwszym panem moich snów
tylko jabłoń to widziała
ilem się nacałowała
nie żałując czułych słów…
Kompozytorzy tanga
„Callecita de mi barrio”
Alberto Laporte i Otelo Gasparini
koniec lat dwudziestych
Mam podejrzenie jednak, że jak dotąd, nikt nie zorientował się, że „Barcelona”, o której mówi „polska” piosenka, to w rzeczywistości „barrio” (dzielnica) innego, znacznie bardziej odległego i egzotycznego miasta – Buenos Aires!
Również moich miłych gospodarzy i kolegów z argentyńskiego portalu Todotango zadziwił fakt niniejszego odkrycia. U nich także nikt nie miał pojęcia, że ta piosenka, po raz pierwszy zaśpiewana w 1925 roku przez Azucenę Maizani i nagrana w tym samym roku na płyty przez Carlosa Gardela i Rositę Quirogę, w odległym od nich przestrzennie i kulturowo kraju znalazła swą drugą ojczyznę. Że tak niezwykłe bywają powiązania gustów, smaków, nastrojów i uczuć, jak i przypadków. I że niepotrzebne są im granice.
Również formie i prawu stało się w końcu zadość: kompozytorami piosenki „Uliczka w Barcelonie” są argentyńscy muzycy – skrzypkowie: Alberto Laporte i Otelo Gasparini.
Jerzy Płaczkiewicz, znawca muzyki przedwojennej, kolekcjoner płyt, nut, wydawnictw i zdjęć. Często występuje jako ekspert i konsultant, prezentując ogromną wiedzę, ilustrowaną eksponatami z niezwykłego zbioru starych wydawnictw. Jest autorem muzycznych audycji radiowych, w tym cyklu “Sekrety starych płyt” (Polskie Radio Katowice) i gościem programów telewizyjnych, m.in z cyklu “Czar starej płyty”. Opublikował artykuły o historii tanga w Polsce międzywojennej na portalu TodoTango. Dzięki niemu powstała płyta “Polskie Tango 1929 - 1939″, wyprodukowana przez niemieckie wydawnictwo “Oriente Musik”. Podczas I Międzynarodowego Festiwalu Tanga Argentyńskiego w Warszawie (2005) wygłosił wyklad o tangu międzywojennym.
mail
Tłumaczenie wersji angielskiej i redakcja: Monika Blauth, mail , www.blautango.com
Prezentowane w artykule materiały archiwalne są własnością autora, z wyjątkiem:
- fot. Doroty Stalińskiej - scena z filmu “Miłość ci wszystko wybaczy”, ze strony www.filmpolski.pl
- fot. Marii Meyer ze strony www.teatry.art.pl
- fot. Hanny Banaszak - z okładki płyty CD “Echa melodii zapomnianej”
Prezentowane w artykule nagrania pochodzą z portalu Todotango, www.todotango.com
Artykuł jest poszerzoną autorską wersją artykułu “Callecita de mi barrio”, a “Polish” evergreen opublikowanego w grudniu 2006 na stronie internetowej www.todotango.com